bolońskie targi

książki dla dzieci

Dzieciom wstęp wzbroniony, ale kilkoro się przemknęło. Głównie śpią, więc nie przeszkadzają. Wszędzie książki, setki, tysiące, miliardy książek. Bohaterowie tych książek to w większości zwierzęta, często misie i koty o cechach bardzo ludzkich. Zdania są krótkie, kartki często z grubego kartonu, a ilustracje piękne. W tym wszystkim zanurza się tłum dorosłych z minami bardzo poważnymi.

Wizyta na targach książki dla dzieci w Bolonii, to cudowne przeżycie. Byliśmy, jako Wydawnictwo Gereon, częścią polskiego stoiska na tegorocznych targach. Przyjechaliśmy pokazać tu, na największym spotkaniu wydawców książek dla dzieci i młodzieży, dwie nasze zeszłoroczne premiery – „O krasnoludkach i sierotce Marysi” oraz „Z życia prywatnego i publicznego zwierząt”. Rozmawialiśmy, wymienialiśmy doświadczenia i szukaliśmy inspiracji. Przede wszystkim zaś popadliśmy w wielki zachwyt nad współczesną literaturą dla dzieci.

Już w hotelu okazało się, że wszyscy są tutaj ze względu na targi. Potem okazało się, że większość z tych, którzy tu przyjechali to ilustratorzy. Widziało się ich w każdym dosłownie zakątku miasta. Nie tylko na targach przysiadali gdzie popadnie ze szkicownikami i rysowali, kolorowali, domalowywali i wymazywali jakieś szczegóły. Także na wszystkich placach, placykach i pod wszystkimi arkadami widziało się przez cały tydzień ludzi malujących. A gdy się weszło do hali targów, natrafiało się najpierw na kilka ścian wytapetowanych ulotkami, wizytówkami i przykładami prac ilustratorów, którzy przyjechali tutaj, aby znaleźć swoją następną książkę. Te ściany mogły służyć jako wystawa ludzkiej kreatywności. Cele były dwa – pokazać się z jak najlepszej strony i jeszcze – wyróżnić się. Były tam więc fikuśne pudełka wypełnione naklejkami i wizytówkami, zabawne rysunki na których broda sklejona była z malutkich karteczek z danymi kontaktowymi autora, czy miniaturowe książeczki, mieszczące się w kieszeni jako przykład talentów artysty.

Cuda. Kiedy zobaczyliśmy te ściany po raz pierwszy staliśmy przy nich dobre czterdzieści minut, pokazując sobie kolejne barwne karteluszki. Jeśli to jest początek, myśleliśmy, to co będzie dalej?

Nie zawiedliśmy się. Z niemal wszystkich krajów świata, od Kanady po Iran, przyjechały najpiękniejsze, zaprojektowane z największą starannością arcydzieła literatury dziecięcej. O ile trudno było nam zrozumieć, co dokładnie napisano na kartach, to ilustracje stanowiły język uniwersalny. Ze zdziwieniem witaliśmy świat na zewnątrz, tak szary i nieciekawy (a przecież byliśmy w pięknej Bolonii!) po kilku dobrych godzinach oglądania, dotykania, przeglądania i zachwycania się wystawianymi książkami.

O ilustratorach polskich wiem, że są zdolni, więc o nich dziś pisać nie będę. Kreska hiszpańska też jest dobrze znana i urzekająca. Francuzi – wiadomo. Ale koreańscy autorzy zrobili na mnie świetne wrażenie. Wielokrotnie wracałam do ich pawilonu, nie mogłam po prostu odłożyć tych książeczek.

Ważną część targów stanowiła także nowa technologia czyli, prawdopodobnie, przyszłość nas wszystkich. Można być sceptycznym, przyznaję. Sama z niepewnością wkraczałam do pawilonu wypełnionego tabletami, ekranami i przyciskami. A jednak widzieć jak bohater ożywa na naszych oczach, wpływać na jego losy, rozmawiać z nim, słuchać wreszcie książki w wykonaniu najlepszych autorów, to miłe, to wciągające i kuszące. Otwartym pozostaje pytanie, czy nowa technologia prowadzić będzie dzieci od komputera do książki, czy raczej odwrotnie. Czy ich wyobraźnię rozbudzi, czy zabije? Na te pytania zabrakło mi odpowiedzi, choć pytałam wystawców i twórców aplikacji. Mówili o wielkim zainteresowaniu, jakim cieszą się ich prace i o ich edukacyjnych walorach. W te nie wątpię. Co z tego jednak wyniknie dla przyszłości czytelnictwa – nie jestem pewna. Cieszę się jednak, ze organizatorzy zauważyli jak ważne są dziś aplikacje dla dzieci i że je w program targów włączyli. To także jest dziś przecież ważna część świata opowieści dla dzieci. Czy za rok te proporcje się zmienią? Czy kolejne pawilony zamiast papieru mieścić będą elektronikę? Zobaczymy.

Póki co wracam do tego, co robię od czwartku - wertowania katalogów, czytania książeczek i wyszukiwania blogów wszystkich ilustratorów, którzy mnie zachwycili. Będziemy się nimi zresztą dzielić przez najbliższy rok, więc czekajcie cierpliwie, zasypiemy was uroczymi ilustracjami!