Walka!

pączki kontra chrust

 

A więc wojna, jak co roku. To jest duża rodzina, więc tworzą się całkiem spore armie. Zbierają się w środę, następują przegrupowania wojsk i wieczorem ruszają powoli do ataku. Chrust kontra pączki. 

Osobiście zawsze walczę po stronie pączkowców. Głównie dlatego, że uwielbiam, jak jedzenie jest miękkie i słodkie. Poza tym zalet pączków jest więcej. Można na przykład precyzyjnie określić ile się ich zjadło i wyznaczyć sobie ewentualne limity (niezalecane w tłusty czwartek). A z chrustem to nie wiadomo – liczyć na sztuki, czy w gramach, czy w jakichś innych jednostkach. 

Wada ta, przez moich przeciwników przedstawiana jest jako zaleta. Bo, według nich, w tłustym czwartku nie chodzi o liczenie kalorii. Pączek natomiast, mówią mi, aż krzyczy całym okrągłym polukrowanym sobą: Jestem najbardziej kaloryczną przekąską w kosmosie! Chrust wygląda niewinniej. I chrupie. I babcia zawsze go robiła. 

Babcia zawsze jest mocnym argumentem. To trochę cios poniżej pasa ze strony chrustowców. 

Długie i ciężkie boje kończą się zwykle standardowym rozejmem. 

DOBRA, TO ZRÓBMY TO I TO. 

Tylko, że w tym roku zawiązała się jakaś niespodziewana koalicja nieletnich, a na sztandarach mają wypisane „Donuty”. Pokonaliśmy ich, ale obawiam się, że za rok zaatakują znowu z większą siłą.