wszystkie moje

książki dla dzieci

Taki miałam genialny plan. Wychodzę, zabieram ze sobą plecak i portfel. I jeszcze kawę w kubku termicznym oraz czekoladkę w kieszeni płaszcza. Zapowiedziałam, że nie będzie mnie dobrych kilka godzin.

Słowo klucz tego popołudnia to miało być: JA. Dla mnie, o mnie, co mnie się podoba, ja będę czytać, ja sobie kupię. Ja, ja i ja w swoim własnym towarzystwie. Niedzielne popołudnie na krakowskich Targach Książki i tylko ja.

Trzymałam się twardo, i zdążyłam nawet kupić jedną książkę na stoisku Wydawnictwa Czarne, ale potem wzrok mi jakoś tak zboczył na stoiska dziecięce. Przepadłam. Nie było odwrotu. Nawet nie wiem, czy to ja-jako-matka, czy ja-jako-wieczne-dziecko kupowałam te wszystkie książki. Nie mam dla siebie żadnego wytłumaczenia, tylko takie, że były piękne. Że polscy ilustratorzy są z roku na rok lepsi. Że dziecięca literatura podejmuje ważkie tematy w ożywczej formie (np. taki „Pan Tygrys dziczeje” – rzecz o socjalizacji, normach społecznych i jednostkach rozpoczynających rewolucje – zobaczcie koniecznie!).

Ostatecznie statystyki Targów:

Książki poważne dla mnie: 1

Książki dziecięce: niezliczone, ale ponad 10

Ale całe popołudnie było cudowne. Nie może być lepszego. A z książek dla dzieci i tak korzysta w naszym domu cała rodzina.

W ramach zapowiedzi – będę pisać o książeczkach, które czytamy. Więc czekajcie, bo i wam się jeszcze opłaci moje targowe szaleństwo.