co w lesie straszy
Są takie dni w życiu każdego człowieka, że potrzebuje odrobiny grozy. Nie wiem z czego to wynika. Może z jakichś wad układu nerwowego. Albo to jakieś efekty ubocznie ewolucji. Licho wie. Jak każdy, to każdy. Ja też tak miewam. Normalny człowiek idzie sobie wówczas do kina na bardzo straszny horror. Idzie tam wieczorem, wraca na nogach okrężną drogą, a jak jeszcze mu mało to po drodze wstępuje do opuszczonego domu, w którym skrzypią drzwi i okna i nigdzie, ale to nigdzie nie ma włączników światła.
Tylko, że dla mnie to doprawdy zbyt wiele. Panicznie się boję wszystkich strasznych historii. Siedzę zawsze z oczami szczelnie zamkniętymi. Więc doprawdy szkoda pieniędzy na bilet do kina.
Ale jednak skądś trzeba wziąć dawkę grozy odpowiednią akurat dla mnie. Ja idę do lasu. Po prostu. Nie do jakiejś wielkiej, starej puszczy. W życiu! Nie jestem wariatem, wbrew pozorom. Las. Zwykły las.
Czyż nie opowiadają nam od dziecka, jakież to straszne rzeczy dzieją się w lasach? Te wszystkie wilki i dziki. A potem, kiedy jesteśmy starsi czy nie mówią nam o potworach zwanych kleszczami? A jeszcze potem o mordercach, typach przestępczych i wszelkich wyrzutkach społeczeństwa, które las obrały sobie za schronienie?
I do tego to grzyby. Też niebezpieczne. Każdy może być ostatnim, który zjesz. Więc idę do lasu, absolutnie nie zbieram grzybów. Patrzę za drzewa. Boję się dobrą chwilę. Myślę, że wilk może przyjść i mnie zjeść dosłownie w każdej sekundzie. To wyczerpuje moją potrzebę strachu na dobry miesiąc.
A potem idę na targ i kupuję najbezpieczniejszy pod słońcem koszyczek podgrzybków od takiego pana, który jest tam co tydzień i wygląda zdrowo.
Ptysie z grzybami i sosem pietruszkowym
Składniki:
Ciasto ptysiowe na około 8 ptysi o średnicy 7-8 cm:
125 ml mleka 3,2%
125 ml wody
100g masła
pół łyżki soli
1 łyżka cukru pudru
150g mąki
4 jajka
pieprz
Grzyby:
500g grzybów, mogą być prawdziwki, kozaki, podgrzybki lub kurki
olej
łyżka masła
sól
pieprz
natka pietruszki
Sos pietruszkowy:
300g bundzu
4 łyżki śmietany ( lub więcej, jeżeli chcecie mieć rzadszy sos )
pęczek natki pietruszki
szczypta soli
Przyrządzam:
Najpierw ptysie. Blachę do pieczenia wykładam pergaminem a piekarnik rozgrzewam do 180C. Na niewielkim ogniu podgrzewam w rondelku mleko, wodę, masło, sól i cukier puder aż się rozpuszczą. Doprowadzam do wrzenia i natychmiast zdejmuję z ognia, wsypuję mąkę i mieszam drewnianą łyżką aż ciasto będzie gładkie. Ponownie podgrzewam na małym ogniu stale mieszając przez około minutę, po to, by osuszyć ciasto. Następnie należy ciasto przełożyć do miski i wbijać jajka i mieszać, mieszać i mieszać aż składniki się połączą i ciasto będzie gładkie jak jedwab i błyszczące. Ja użyłam mój cudowny mikser planetarny, który mieszadłem wykonał za mnie całą robotę, ja tylko wbijałam jajka a na koniec dodałam świeżo mielony pieprz. Następnie przekładam ciasto do rękawa cukierniczego z końcówką z otworem 1 cm lub większym i staram się wycisnąć na blachę 8 jednakowych bułeczek, oczywiście zawsze początkowe są większe a ostatnie ptysie wychodzą malutkie. Ale i tak wszystkie będą przepyszne! Piekę przez 25 minut aż będą chrupkie na zewnątrz a wciąż miękkie w środku. Studzę na kratce. Przed pieczeniem można ptysie posmarować z wierzchu jajkiem rozmieszanym z mlekiem, będą po upieczeniu błyszczące. Ostudzonym ptysiom odkrawam kapelusze.
W międzyczasie przygotowuję sos i grzyby. Miksuję bundz z pietruszką i szczyptą soli aż powstanie jednolita, zielona masa. Dodaję śmietanę i mieszam. Więcej śmietany - to bardziej rzadki sos. Ja wolę gęsty, z grudkami sera. Grzyby czyszczę i myję w zimnej wodzie, kroję w plastry. Na patelni rozgrzewam olej z masłem, wrzucam grzyby i szybko smażę w wysokiej temperaturze aż zaczną się rumienić. Zdejmuję z ognia, dodaję sól, pieprz, pietruszkę, mieszam. Wszystko gotowe do nadziewania!
Do przekrojonego ptysia nakładam sos, następnie ciepłe grzyby, a przed wyjściem na talerz przykrywam go kapeluszem.