pierwsze

pisanki

Kiedy ostatni raz malowaliście pisanki? Ja, przyznaję się od razu, chyba dwadzieścia lat temu. To nie brzmi dobrze, wiem, ale co zrobić.

Ale w tym roku malowałam znów i czułam się, jakbym robiła to po raz pierwszy. Bo my teraz wszystko robimy po raz pierwszy. Ostatnie dwadzieścia miesięcy to pasmo nowości, pierwszych-razy, wielkich osiągnięć i przekraczania barier.

Pierwszy raz jemy truskawki, pierwszy raz widzimy motyla, pierwszy raz żujemy piasek, pierwszy raz widzimy jak kot łapie muchę, pierwszy raz idziemy po schodach, pierwszy raz widzimy samolot i hulajnogę, pierwszy raz słyszymy o słowie „niedasię”.

A teraz te pisanki.

Zaczęło się ciężko, bo L. nie lubi jajek. Nie lubi i już. Reaguje podejrzliwie. Wyczuje jajko w każdej postaci i odmówi stanowczo. Kiedy więc usadowiony grzecznie, bezpiecznie i zabezpieczony od stóp do szyi (niestety wyżej się nie dało) siedział w fotelu, a ja przyniosłam jajka, podniósł lament. Nie chce jajka i kropka. Nie będzie nikt go przekonywał. Chyba sam wie lepiej czego chce. Proszę mu nie wciskać.

Ale ja mu na to, że ma też farby. Farby to już inna sprawa - przytaknął i zajął się nimi z uwagą. Ale dalej nie łączył faktów. Jajka leżały, a on farbami malował blat fotela. Więc to ja musiałam zrobić pierwszą kreskę na skorupce jajka.

Zaczęło się! Ruszyliśmy! A jak już ruszyliśmy to nie mogliśmy skończyć. Byliśmy zajęci całą godzinę i udało nam się w tym czasie pomalować:

- jedną podłogę

- dwie twarze

- sto osiemnaście włosów na dwóch głowach

- dwadzieścia palców

- jedną szyję

- pół kota

- oraz osiem pisanek.

Jesteśmy z siebie bardzo, bardzo dumni. A już zwłaszcza z tego, że udało nam się zmyć farbę z policzków.